Na pewnego endeka, co na mnie szczeka. Nie ma kraju. Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali. Julian Tuwim nie miał łatwego życia ze względu na swoje żydowskie korzenie. Międzywojnie to czas rozkwitu antysemityzmu i endecji. Skrajna prawica nazywała go obraźliwie “gudłajskim Mickiewiczem”, zarzucano mu “zażydzanie” polskiej literatury co napisano w czasopiśmie “Prosto z mostu” w 1930 roku: “Tuwim nie pisze po polsku, lecz tylko w polskim języku”. Opis: Na pewnego endeka, co na mnie szczeka – fraszka, będąca odpowiedzią na antysemickie ataki w polskiej prasie; R [edytuj • edytuj kod] Różnica między wielbłądem i człowiekiem – wielbłąd może pracować przez tydzień nie pijąc, człowiek może przez tydzień pić nie pracując. Opis: o alkoholach; T [edytuj • edytuj kod] Zbigniew Boniek nie miał litości dla ministra Czarnka. "Otyłość galopująca". Data utworzenia: 4 listopada 2023, 14:26. Zbigniew Boniek w ostatnich godzinach mocno spiął się na portalu X (dawniej Twitter) z ministrem Edukacji Przemysławem Czarnkiem. Były sarkastyczne komentarze, uszczypliwości, a nawet "kulturalne" wulgaryzmy. Edward Munch - Lęk - 1894 Nie odwracajcie się Nie chodź do lasu, w lesie jest las. Kto chodzi po lesie, szuka drzew, tego w lesie j Gagagaz Lyrics: Trzeba pluć codziennie na ołtarz historii / Przedszkola podstawówki jak się mogłeś dać zniewolić / Płoną choinki uwalniamy karpie / Szczyle się postawiły i oskalpowały Czułość Czułość bywa - jak pełny wojen krzyk; I jak szemrzących źródeł prąd, I jako wtór pogrzebny * I jak plecionka długa z włosów Julian Tuwim - Na pewnego endeka, co na mnie szczeka. Julian Tuwim - Bal w operze. Julian Tuwim - Do krytyków. Julian Tuwim - Bambo. Julian Tuwim - Nie ma kraju. Isaac Iljicz Levitan Jerzemu Harasymowiczowi Nie znaliśmy się, słowami nutami spłoszyłeś najgorszą chwilę. Sfrunęły wiersze z książki Julian Tuwim "Na pewnego endeka co na mnie szczeka". Próżnoś repliki się spodziewał, Nie dam ci prztyczka ani klapsa Nie powiem nawet:"Pies cię jebał"-Bo to mezalians byłby dla psa". A ja natchniony niegdyś Tuwimem sam napisałem taki czterowiersz w odpowiedzi jednemu chamowi na GoldenLine:bo to mezalians byłby dla psa tjh5. L'INNO A SATANA (Giosue Carducci) A te, de l'essere Principio immenso, Materia e spirito, Ragione e senso; Mentre ne' calici Il vin scintilla Sě come l'anima Ne la pupilla; Mentre sorridono La terra e il sole E si ricambiano D'amor parole, E corre un fremito D'imene arcano Da' monti e palpita Fecondo il piano; A te disfrenasi Il verso ardito, Te invoco, o Satana, Re del convito. Via l'aspersorio, Prete, e il tuo metro! No, prete! Satana Non torna indietro! Vedi: la ruggine Rode a Michele Il brando mistico, Ed il fedele Spennato arcangelo Cade nel vano. Ghiacciato č il fulmine A Geova in mano. Meteore pallide, Pianeti spenti, Piovono gli angeli Da i firmamenti. Ne la materia Che mai non dorme, Re de i fenomeni, Re de le forme, Sol vive Satana. Ei tien l'impero Nel lampo tremulo D'un occhio nero, O ver che languido Sfugga e resista, Od acre ed umido Prňvochi, insista. Brilla de' grappoli Nel lieto sangue, Per cui la rapida Gioia non langue, Che la fuggevole Vita ristora, Che il dolor proroga, Che amor ne incora. Tu spiri, o Satana, Nel verso mio, Se dal sen rompemi Sfidando il dio De' rei pontefici, De' re cruenti; E come fulmine Scuoti le menti. A te, Agramainio, Adone, Astarte, E marmi vissero E tele e carte, Quando le ioniche Aure serene Beň la Venere Anadiomene. A te del Libano Fremean le piante! De l'alma Cipride Risorto amante A te ferveano Le danze e i cori, A te i virginei Candidi amori, Tra le odorifere Palme d'Idume, Dove biancheggiano Le ciprie spume. Che val se barbaro Il nazareno Furor de l'agapi Dal rito osceno Con sacra fiaccola I templi t'arse E i segni argolici A terra sparse? Te accolse profugo Tra gli dči lari La plebe memore Ne i casolari. Quindi un femineo Sen palpitante Empiendo, fervido Nurne ed amante, La strega pallida D'eterna cura Volgi a soccorrere L'egra natura. Tu a l'occhio immobile De l'alchimista, Tu de l'indocile Mago a la vista, Del chiostro torpido Oltre i cancelli, Riveli i fulgidi Cieli novelli. A la Tebaide Te ne le cose Fuggendo, il monaco Triste s'ascose. dal tuo tramite Alma divisa, Benigno č Satana; Ecco Eloisa. In van ti maceri Ne l'aspro sacco: Il verso ei mormora Di Maro e Flacco Tra la davidica Nenia ed il pianto; E, forme delfiche, A te da canto, Rosee ne l'orrida Compagnia nera Mena Licoride, Mena Glicera. Ma d'altre imagini D'etŕ piů bella Talor si popola L'insonne cella. Ei, da le pagine Di Livio, ardenti Tribuni, consoli, Turbe frementi Sveglia; e fantastico D'italo orgoglio Te spinge, o monaco, Su 'l Campidoglio. E voi, che il rabido Rogo non strusse, Voci fatidiche, Wicleff ed Husse, A l'aura il vigile Grido mandate: S'innova il secolo, Piena č l'etate. E giŕ giŕ tremano Mitre e corone: Dal chiostro brontola La ribellione, E pugna e prčdica Sotto la stola Di fra' Girolamo Savonarola. Gittň la tonaca Martin Lutero; Gitta i tuoi vincoli, Uman pensiero, E splendi e folgora Di fiamme cinto; Materia, inalzati; Satana ha vinto. Un bello e orribile Mostro si sferra, Corre gli oceani, Corre la terra: Corusco e fumido Come i vulcani, I monti supera, Divora i piani; Sorvola i baratri; Poi si nasconde Per antri incogniti, Per vie profonde; Ed esce; e indomito Di lido in lido Come di turbine Manda il suo grido, Come di turbine L'alito spande: Ei passa, o popoli, Satana il grande. Passa benefico Di loco in loco Su l'infrenabile Carro del foco. Salute, o Satana O ribellione O forza vindice De la ragione! Sacri a te salgano Gl'incensi e i voti! Hai vinto il Geova De i sacerdoti. (dziękuję Frogowi za znalezienie tekstu polskiego i włoskiego) Hymn do Szatana Ku Tobie, coś jest zasadą istnienia duch i materia, rozum i czucie; kiedy w kielichach perli się wino, tak jak się dusza iskrzy w źrenicy; gdy uśmiechają się ziemia i słońce i wymieniają słowa miłości, a z gór dreszcz spływa tajemnych godów i drży radośnie płodna równina, ku tobie zrywa się strofa zuchwała: o, przyjdź Szatanie, królu biesiady! Precz mi już, księże, z kropidłem, z hymnami! O, nie, nie, księże, nie cofa się Szatan! Patrz, rdza przegryza mistyczny oręż w rękach Michała; wierny archanioł z piór swych odarty, zapada w pustkę. I zamarzł piorun w ręku Jehowy. Jak mdłe meteory, jak zgasłe planety, spadają z nieba anielskie zastępy. Wewnątrz materii, co nie zna spoczynku, jako król zjawisk, król nowych kształtów, sam żyje Szatan. On dzierży władzę w drżącym połysku czarnej zrenicy, która, gdy słabnie, wymyka się chytrze, gdy ostra i żywa, podnieca, przynagla. We krwi gron winnych skrzy się radośnej i stąd ta wartka radość nie gaśnie, co dniom, dniom ulotnym przydaje życia, odsuwa boleść, miłość ożywia. Twój duch, Szatanie, jest w strofach moich, gdy rwą się z wnętrza i szydzą z boga grzesznych papieży, królów okrutnych Ty jakby piorun wstrząsasz umysłem. Wam, Arymanie, Adonisie, Astarte, marmury żyły i płotna, i księgi, kiedy to jońską aurę pogodną uszczęśliwiała kąpiąca się Wenus. Tobie szumiały drzewa Libanu, gdy boskiej Cyprydy ożywał kochanek; Ciebie sławiły tańce i chóry, ciebie panieńskie szczere miłości pośród pachnących pól Idumei i gdzie bieleją cypryjskie piany. I cóż, że dziki szał nazareński, zrodzon wśród agap o rycie bezecnym, świętą pochodnią spalił ci chramy i rozmiótł po ziemi ślad Argolidy? Ciebie, wygnańca, między swe lary przyjął lud wierny do chat wieśniaczych. Stąd czarownice, strażniczki wierne, ślesz, by wspomogły zwątlałą naturę. Ty pod skupionym wzrokiem alchemika, ty pod spojrzeniem hardego maga otwierasz gnuśnych klasztorów kraty, odsłaniasz promienne niebiosa nowe. W piaskach Tebaidy, przed tobą się chroniąc, szukał ukrycia rój mnichów posępny. Lecz za twą sprawą dusza się rozdwaja: Szatan jest miły, świadkiem Heloiza. Próżno się dręczysz w szorstkim habicie: on szepce wiersze dawnych poetów wśród dawidowych nędznych zawodzeń; formy delfickie przy tobie obok mówią, różane, pośród szkaradnej kompanii czarnej, o pięknie życia. Innymi sceny z epok piękniejszych wraz zaludnia się bezsenna cela. On z kart Liwiusza dzielnych trybunów, konsulów wskrzesza, tłumy kipiące; uniesionego dumą italską zmusza cię, mnichu, biec na Kapitol. A wy, wy, których stos nie spopielił, głosy prorocze, Wiklefie, Husie, rzućcie w świat cały swój czujny okrzyk: wiek się odnawia, pełnia epoki. Już drżą w popłochu mitry, korony, z klasztoru nagły pomruk rebelii; walkę, wyzwanie głosi spod stuły fra Girolamo Savonarola. Zrzucił sutannę ksiądz Marcin Luter, zrzuć swoje więzy, o myśli ludzka! W ogniach stająca syp piorunami! Materio, w górę, Szatan zwyciężył! Piękny i straszny smok rwie okowy, przebiega morza, lądy przebiega, w błyskach i dymach jakby wulkanów, przesadza góry, pochłania równiny, mknie nad otchłanie; potem się skrywa w pieczarach tajnych, na drogach chytrych, ale wychodzi! Nieposkromiony, z potęgą burzy okrzyk swój rzuca, z potęgą burzy tę wieść roznosi: Ludy, nadchodzi Szatan, Pan wielki, Pan dobroczynny! Jawi się wszędzie na niewstrzymanym ognistym rydwanie. Cześć Ci, Szatanie, duchu rebelii, o siło mściwa, siło rozumu! Niech płyną k'tobie kadzidła i dary, boś ty pokonał Jehowę kapłanów! Hymn we wrześniu 1863 r. napisał Jozue Carducci, który w masonerii zajmowal 33-ci, to jest, najwyższy stopień. Hymn ten odśpiewano publicznie w teatrze "Alfieri" w Turynie (1882) i w teatrze "Umberto" w Rzymie (1887), też przy odsłonięciu pomnika Garibaldiego (1893). Hymn to Satan To thee of all being The first cause immense Of matter and spirit, Of reason and sense Whilst in the full goblet Shall sparkle the wine, So bright the pupil The souls of men shine, Whilst earth still is smiling, And the sun smiles above, And men are exchanging Their sweet words of love, Thrills mystic of Hymen Through high mountains course, And broad plains are heaving With life's fertile force, On thee in verse daring, From tight rein released, On thee I call, Satan, The king of the feast. Away aspersorium, With priest who would bind! Priest, not at thy bidding Gets Satan behind. Behold, rust is eating The edge of the blade In the hand of great Michael The faithful displayed. The displumed Archangel Descends to the void, The thunderbolt's frozen Jehovah employed. Faint pallid meteors, Wan stars void of light, Like rain down from heaven Fall angels in flight. In matter aye sleepless Of forces the spring, King of phenomena, Of forms lord and king. Here only lives Satan, His power supreme In a dark eye flashes With tremendous gleam, Whether it languidly Retreats and rebels, Or bright and audacious Provokes and compels In gay blood it sparkles That's pressed from the vine, Whose gift of swift pleasure Shall never decline, Which can to our fleeting Life new strength impart, Which puts off our sorrows, To love gives a heart. Tis thou that inspirest The song that doth rise In my bosom, O Satan, When that god it defies, On whom guilty pontiffs And cruel kings call; Men's minds thou so shakest As when lightenings fall. Ahriman and Adonis, Astarte, to thee, Canvas, marble and paper All lived and were free When Venus new risen From billowing seas Serenely made happy Ionia's breeze. On Lebanon quivered The trees at thy name, When to gentle Cypria Her risen love came. Thee chorus and dances In joy celebrate, Love pure and virginal To thee dedicate Mid the palm-trees fragrant Of Araby's land, Where whitens the sea-foam On Cyprian strand. What matter if fury Of fierce Nazarene From ritual barbaric Of love-feast obscene. Hath set with blest torches The temples on fire, And Argolis' idols Hath hurled in the mire. In cottages lowly A refuge dost find, Amid household Lares Folk keep thee in mind. The God and the lover A woman's warm breast With his ardent spirit Once having possessed, Thou turnest the witch Whom long searching makes pale To lend succor to nature O'er disease to prevail. Thou to the motionless Eye of the alchemist, In sight of the magus Who dares to resist, Beyond the dull cloister Its gates set ajar, Revealest in brightness New heavens afar. In lonely Thebaid The wretched monks hide From thee and things worldly In safety to bide. Ah, doubtful soul standing, choose! Where life's roads divide, See, Satan is kindly, Heloise at thy side! In vain with rough sackcloth Thy flesh dost maltreat, From Maro and Flaccus He verse will repeat Betwixt psalms of David; Twixt weeping and dirge He causes beside thee Delphic forms to emerge. Amongst those companions Though garbed in black weeds With rosy Lycoris Glycera he leads. But other the phantoms When finer the age, At times he awakens From Livy's full page, When tribunes and consuls And vast crowds that thrill With ardor and passion That sleepless cell fill, He to the Capitol Thy land to set free Of Italic pride dreaming, Oh monk, urges thee. And you, Huss and Wycliffe No fury of flames Reformation, Could stifle your voices' Prophetic acclaims. Send forth on the breezes Your watch-cry sublime "A new age is dawning, Fulfilled is the time!" Already are trembling Both miter and crown, And cloistered seclusion Rebellion breaks down. Then fighting and preaching Under the stola Comes Fra Girolamo Savonarola. The cowl Luther cast off, And freedom he brought: So cast off thy fetters, Be free, human thought! And shine forth resplendent, Encircled with flames, Arise Matter, Satan The victory claims. A beautiful monster, A terrible birth, Runs over the ocean, Runs over the earth. Volcano like flashes Through dim smoke it lowers, It scales lofty mountains Broad plains it devours. It spans the abysses, In caverns it hides And through the deep cleft ways Invisible glides; Then comes forth undaunted, From coast to coast hies, As from some fierce whirlwind It sends forth its cries. As breath of the whirlwind Spreads out on the vast Expanse, O ye nations Great Satan goes past. From place to place passes Beneficient he Oh his chariot of fire Untrammeled and free. All hail to thee, Satan! Rebellion, all hail! Hail, power of reason, Avenge and prevail! To thee arise incense And holy vows paid, Thou, Satan, hast vanquished The god by priests made. Na prośbę Magdy z Warszawy: Za nadzieję w chwilach zwątpienia,I szanse na spełnione marzenia,Za Żony skuteczne leczenie,Uśmiech i serdeczne Profesorze!Za zawsze, tak potrzebne życzliwe słowa,Uściski dłoni i choćby krótka rozmowa,Za jasne trudnych problemu stawianie,I równie jasne ich Profesorze!Dzisiaj spoglądasz na Tatry ukochane,Mgłą otulone lub w słońcu skąpane,Jesienią w tysiące, miliony barw spowite,Zimą iskrzącym białym całunem najważniejszym dla Twych pacjentów lekiem,Było to, że byłeś po prostu Dobrym Panie Profesorze!Wiersz poświęcony jest pamięci, prof. Franciszka Walczaka (1940 – 2015) który był kierownikiem Kliniki Zaburzeń Rytmu Serca Instytutu Kardiologii w Aninie i jednym z najwybitniejszych polskich elektrofizjologów. Pochowany na cmentarzu na Harendzie w Zakopanem. /Skąd my to znamy ?/ Próżnoś repliki się spodziewał,Nie dam ci prztyczka ani klapsaNie powiem nawet: "Pies cię jebał"-Bo to mezalians byłby dla Tuwim W jednym domu mieszkały trzy myszy: francuska, rosyjska i polska. Po zapadnięciu zmroku, kiedy wszyscy poszli już spać, z dziury wybiega mysz francuska. Po cichu wdrapuje się na stół, rozgląda czy ktoś nie idzie, nalewa sobie winka i wraca do dziury. Potem wybiega mysz rosyjska, wdrapuje się na stół i nalewa sobie setę. Rozgląda się, czy nie ma kota i wraca do dziury. W końcu wychodzi mysz polska. Wchodzi leniwie na stół i nalewa sobie setę. Patrzy – nikogo nie ma. Nalewa sobie drugą setę. Nadal nikogo nie ma. No to nalewa sobie trzecią setę. – Nie ma kota? – myśli sobie mysz – No to poczekamy! Loading...